Z Katechizmu Kościoła Katolickiego wiem o 3 najważniejszych dobrych uczynkach: modlitwie, poście i jałmużnie. Jałmużna wydawała mi się długo niezrozumiała. Dopiero w ubiegłym roku, na kursie finansów Crown, opartych na Biblii, poznałam Boże zasady dawania i zaczęłam je praktykować systematycznie.
Bóg jest Panem wszystkich rzeczy, także naszych własności, zarobków, a nawet długów: „Ty nad wszystkim panujesz, a w Twoim ręku siła i moc” (1 Krn 29:13) – do dziś pamiętam ten fragment Biblii, który mieliśmy opanować pamięciowo. Uwierzyłam w to i oddałam Bogu to, co posiadam. Z właściciela stałam się zarządcą. Poczułam ulgę, że także Bóg chce brać odpowiedzialność za tę sferę mojego życia. Jako zarządca poczułam jednocześnie większą odpowiedzialność za powierzone mi dobra. Czy dobrze zarządzam tym, co dostałam od Boga? Czy robię to, do czego Bóg mnie wyznaczył – powołał? Od lat zadawałam sobie te pytania i nie znałam odpowiedzi. Dowiedziałam się o Kompasie Kariery i zrobiłam go. Lepiej poznałam to, co dostałam od Boga: osobowość, zainteresowania, umiejętności i wartości i odkryłam obszary zawodowe, do których najbardziej pasuję, a z perspektywy wiary odkryłam to, że jestem powołana.
Kolejnym odkryciem był dla mnie także temat jałmużny, czyli najprościej mówiąc, dawania. Jak uczył św. Paweł „We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: „Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” (Dz 20,35). Dowiedziałam się, że gdy dajemy, to ostatecznie dajemy Bogu, więc dawanie jest aktem wiary i uwielbienia: „Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 8,1-2).
Dawanie przynosi mi wiele korzyści, zgodnie z obietnicami Boga, zapisanymi w Biblii. Przede wszystkim zbliża mnie do Boga i wzmacnia moją relację z Nim. Przez dawanie Bóg uwalnia mnie od chciwości i pychy. Wiem, że gromadzę sobie skarby w niebie (Mt6,20), czyli inwestuję w Banku Królewskim J. Jednocześnie, zgodnie ze Słowem Boga, doświadczam Jego szczególnego błogosławieństwa: „Jeden jest hojny, a stale bogaty, a nad miarę skąpy zmierza do nędzy. Człowiek uczynny dozna nasycenia, obfitować będzie, kto bliźnich napoi.” (Prz 11,24-25). Boże błogosławieństwo przychodzi w różnej formie, bo Bóg chce przede wszystkim mojego uświęcenia. Ale doświadczam, że dotyczy ono także mojego tu i teraz. Spłacam kredyt mieszkaniowy sama, mam mniejsze dochody niż w ubiegłym roku, daję dziesięcinę, a nie popadam w długi i jeszcze udaje mi się odłożyć. To naprawdę niezwykłe! Dlaczego dziesięcina? Bo Bóg wiele razy mówił o tym na kartach Biblii. (Abraham oddał Bogu 10 procent – dziesięcinę (Rdz14,20). Podjęłam tę formę jałmużny, bo jest systematyczna i łatwo ją przeliczyć. Pytałam też Boga o jakiś konkretny cel, żebym co miesiąc nie musiała podejmować decyzji, na co przeznaczyć mój dar. Zdecydowałam się na duchową adopcję, a pozostałą kwotę daję na ofiarę i inne inicjatywy na rzecz Kościoła, czy ubogich. Jałmużna jest dla mnie aktem wiary, że Bóg jest Panem mojego portfela i pomoże mi poradzić sobie z ogarnięciem całości. Widzę, jak wielkie błogosławieństwo płynie z dawania jałmużny – duchowe i materialne.
Być może właśnie jałmużna doprowadziła mnie do odnalezienia nowej formy modlitwy – uwielbienia. W tym roku trafiła mi w ręce książka „Moc uwielbienia” Merlin R. Carothers’a. Wiedziałam, że powinno się uwielbiać Boga w każdym czasie. Starałam się to robić, gdy przychodziły jakieś trudności, ale miałam wrażenie, że blokuję w ten sposób swoje serce – swoje autentyczne uczucia, lęki, myśli i jestem nieszczera przed Panem. Dzięki tej książce zrozumiałam, że uwielbienie to akt zaufania Bogu. Uwielbianie Boga w trudnościach to wiara, że On nas kocha i ma wspaniały plan dla naszego życia. To akt zawierzenia, że trudności to tylko droga do realizacji tego planu i że nie ma sekundy, w której jesteśmy sami. Uwielbienie to radość w Bogu „Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca (Ps 37,4). To akt akceptacji tej drogi, którą wybrał nam Bóg, ale nie przez zaciskanie zębów i powtarzanie „Chwała Panu”, tylko szczerze. Szczera modlitwa uwielbienia to odwaga, by wejść z Bogiem w moje ciemności, lęki, ból, urazę… W uwielbieniu odwracam wzrok od moich problemów, a może inaczej – widzę moje problemy, nazywam je uczciwie, ale przenoszę mój wzrok na Boga. Wtedy zło nie wygrywa we mnie „Nie bójcie się i nie lękajcie się tego wielkiego mnóstwa, albowiem nie wy będziecie walczyć, lecz Bóg” (2 Krn 20,15b).
Zaczęłam praktykować tę modlitwę i widzę jej wielkie owoce. Chciałam opowiedzieć o jednym zdarzeniu. Poszłam na Adorację Najświętszego Sakramentu, żeby uwielbić Boga w tym, co trudnego przeżywałam w moim życiu. W kaplicy adoracji była kobieta, która obrzucała mnie strasznymi wulgaryzmami. Inni ludzie tylko wchodzili i wychodzili, ksiądz też się poddał. A ja, konsekwentnie starałam się uwielbiać Boga. Dziękowałam Bogu, że to, co się działo, przypomniało mi o dawnych zranieniach – sytuacjach, gdy byłam oskarżana niesłusznie lub opuszczona przez ludzi. Wcześniej oceniałam te sytuacje jako złe, tym razem wchodziłam w te ciemne chwile z Jezusem i uwielbiałam Go. Nazywałam swój ból, swoje uczucia i jednocześnie wyznawałam wiarę, że On był wtedy ze mną, że prowadził mnie mocnym ramieniem. Z każda chwilą miałam więcej pokoju w sercu (pani waliła już wtedy laską w ławki) i czułam wdzięczność, że Bóg posłużył się tą panią, żeby pokazać mi moje stare „szczeliny”. Wcześniej w „Mocy uwielbienia” czytałam, że w amerykańskiej armii tak wygląda proces szkolenia rekrutów, że uderza się w najsłabsze punkty po to, żeby się zahartowali lub odpadli, ponieważ w przyszłości, wróg też w nie będzie uderzał.
Wierzę, że Bóg nas po prostu trenuje, przygotowuje do jakiejś absolutnie wyjątkowej przyszłości, bo wie, że wróg – szatan, będzie nas próbował zniszczyć tymi „szczelinami” i udaremnić przyszłość, jaką przygotował nam Bóg. Odkrycie moich szczelin na modlitwie, z Bogiem, z wiarą w Jego zwycięstwo i obecność, bardzo mnie wzmocniło. Czułam, jak łaska i pokój rozlały się w moim sercu i jak owocuje to w mojej pracy zawodowej i relacjach z ludźmi.